Strony

wtorek, 30 kwietnia 2013

Chleb pszenno-orkiszowy

Wreszcie przyszedł czas na chleb pszenno-orkiszowy, który od kilku miesięcy piekę najczęściej. Jest tak smaczny i uzależniający, że śmiało mogę powiedzieć o nim, że to najlepszy chleb jaki piekę.
Jak w przypadku każdego pieczywa pamiętajcie by składniki były w temperaturze pokojowej. A potem wszystko zmieszajcie, relaksujcie się podczas wyrabiania, podziwiajcie jak rośnie i rozkoszujcie się smakiem idealnego chleba. Zwłaszcza piętki, która kusi jeszcze gorąca.
A jak pachnie w całym domu! Mówię Wam...


Wszystkie składniki muszą być w temp.pokojowej

Przepis własny

SKŁADNIKI:
400 g mąki pszennej
200 g mąki orkiszowej Typ 2000 (ciemna)
szklanka maślanki
szklanka ciepłej wody
4 łyżki oliwy z oliwek
35 g drożdży
2 płaskie łyżeczki cukru do rozczynu
4 łyżki ciepłego mleka
2 płaskie łyżeczki soli
garść ziaren słonecznika
garść pestek dyni


Drożdże rozkruszam w garnuszku, zalewam ciepłym mlekiem, posypuję cukrem. Zasypuję łyżką mąki pszennej i odstawiam na ok. 15 minut, aż rozczyn ruszy.
W misce łączę obie mąki z solą i ziarnami. Wlewam spienione drożdże, maślankę i 1/4 szklanki wody. Mieszam do połączenia składników. A następnie dokładnie wyrabiam ręką. Dolewam powoli resztę wody na wyczucie. Ciasto musi być miękkie i wolne, a nie zbite i twarde. Na koniec dodaję oliwę z oliwek i ponownie zagniatam.
Formuję ciasto na kształt kulki tudzież placka i przekładam do naoliwionej miski.
Posypuję mąką i przykrywam ściereczką dość szczelnie miskę z ciastem. Ciasto powinno tak leżeć przez ok. godzinę, aż podwoi swoją objętość. Ważne, by miało ciepło.
Kiedy ciasto urośnie przekładam do formy podłużnej (keksówki). Dokładnie i równomiernie wygładzam, by ładnie rosło.
Piekarnik nagrzewam do 210 stopni z termoobiegiem. Po nagrzaniu wstawiam na dolną półkę piekarnika naczynie z wodą.

Ciasto odstawiam do ponownego wyrośnięcia, a następnie piekę 10 minut w temp. 210 stopni, a potem 35 minut w temperaturze zmniejszonej do 160 stopni.
Po upieczeniu uchylam piekarnik i czekam 10 minut. Wyjmuję chleb, ostukuję keksówkę nożem i wykładam świeżo upieczony chleb na kratkę do całkowitego ostudzenia.

Bon Appétit!


niedziela, 28 kwietnia 2013

Sałatka z kurczakiem, roszponką i granatem

Kiedy mam ochotę na coś zdrowego i lekkiego sięgam po sałatki. Są zawsze świetnym rozwiązaniem również wtedy, kiedy nie mam wiele czasu na gotowanie, a w miarę szybko chcę się posilić. Czasem po prostu najdzie mnie, żeby zamiast obiadu zrobić "miednicę" czegoś dobrego, co mogę podjadać, przegryzając bagietką i popijając winem, niespiesznie, bez stresu, a najlepiej jeszcze w dobrym towarzystwie.
Sałata, którą Wam prezentuje powstała w mojej głowie. Ot tak, po prostu wyjęłam co miałam. Nie ukrywam jednak, że jedynym składnikiem, za którym musiałam się pofatygować do sklepu był granat. 
Uparłam się, że zarówno pestki jak i sok tego owocu będzie pasował do reszty i nie pomyliłam się.
Stworzyłam idealną sałatkę w stylu włoskim, który jest mnie i mojemu podniebieniu bardzo bliski! 



Przepis własny

SKŁADNIKI:
1 duża pierś z kurczaka lub 2 małe
100 g roszponki
1 czerwona cebulka
pół granata
łyżka uprażonych na patelni orzeszków piniowych
sól, świeżo mielony pieprz (użyłam czerwonego)
oliwa z oliwek EV do marynaty kurczaka
szczypta suszonej bazylii
3 łyżki startego Grana Padano


DRESSING:
1/4 szklanki oliwy aromatyzowanej o smaku szalotki (Monini) lub zwykłej EV
4 łyżki soku z granata (świeżo wyciśniętego)
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki octu winnego z czerwonego wina
1 łyżeczka miodu
sos balsamiczny do dekoracji (np. Monini)


Kurczaka oczyścić z błonek, umyć, osuszyć, ponacinać ukośnie i polać oliwą z oliwek, sokiem z cytryny, zmielić pieprz i sól, posypać suszoną bazylią. Tak przygotowanego kurczaka marynować najlepiej całą noc, ale jeśli nie mamy tyle czasu, proponuję przynajmniej 2 godziny leżakowania w lodówce.
Usmażyć go na patelni grillowej i pokroić w plastry.
Roszponkę umyć i osuszyć, rozłożyć na talerzu lub w dużej misce. Dodać kurczaka i posiekaną w pióra cebulę. Posypać pestkami granata i uprażonymi orzeszkami. Opcjonalnie, jeśli lubicie proponuję dodać Grana Padano. Świetna kompozycja smakowa!
Polać przygotowanym dressingiem, a na końcu udekorować sosem balsamicznym.

Bon Appétit!



środa, 24 kwietnia 2013

Makaroniki

W lutym przyjmowałam od Was serdeczne gratulacje i życzenia z okazji pierwszych urodzin bloga. Jak wiecie na tę okazję przygotowałam cudowny bezowy tort Pavlova z truskawkami, który Wam bardzo polecam.
Ale poza życzeniami były też cudowne prezenty. Zapewne domyślacie się, że  były one związane z kulinariami i tak mogę się pochwalić powiększeniem swojej biblioteczki o kilka cudownych książek, fartuszkiem ręcznie haftowanym, który przyleciał do mnie z Madrytu, kilkoma drobnymi akcesoriami, foremkami na ciasteczka, a także ogromną ilością słodkości. Kiedy moi rodzice z kolei zapytali co chciałabym dostać bez wahania odparłam, że zestaw do robienia makaroników.
Pamiętam, kiedy zmierzyłam się z makaronikami kilka lat temu. Było to traumatyczne przeżycie, ponieważ okazało się całkowitą porażką. Wyrosły mi wielkie bezy zamiast malych uroczych makaroników lub chociaż czegokolwiek co przypominałoby ich kształt.
Postanowiłam, że kiedyś zrobie kolejne podejście i zaledwie jeden dzień po tym, jak kurier przywiózł zestaw, na który z niecierpliwością czekałam, zabrałam się do roboty. Efekty możecie zobaczyć poniżej! Naprawdę wyszły! O rany! Wiem, że jeszcze daleko im do tych prawdziwych z paryskiej cukierni Laduree, czy choćby tych, które możemy dostać w Złotych Tarasach Le Roy&Louis, jednak jestem z siebie naprawdę dumna. 
Przygotowałam makaroniki białe oraz kakaowe z czekoladą. Właściwie robiłam na próbę, nie wierząc że odniosę jakikolwiek sukces za pierwszym razem, dlatego nie przygotowałam innych mas, ani nie zaopatrzyłam się w barwniki. Mimo wszystko jestem zdania, że takie są najlepsze. Spróbujcie...
A póki co, w momencie kiedy to czytacie jestem w podróży (niedługo wyląduję) i właśnie rozpoczynam swoją wcześniejszą majówkę. Dlatego uprzedzam, że na wszystkie komentarze i maile będę mogła odpowiedzieć po powrocie.
Życzę Wam dużo słonecznych dni i do przeczytania na Fan Page, gdzie publikuję więcej zdjęć z dnia codziennego. Wystarczy, jeśli klikniecie LUBIĘ TO!



SKŁADNIKI:
3 białka (z jaj wiejskich najlepiej)
200 g cukru pudru
40 g cukru białego drobnego
130 g migdałów mielonych (użyłam gotowych z Lidla)
szczypta soli
1 łyżka kakao dobrej jakości

KREM:
100 g czekolady gorzkiej (użyłam z Wedla)
1 łyżka likieru amaretto
1 łyżka masła
1 łyżka mleka

Ubiłam białka ze szczyptą soli na sztywno. Dodałam cukier biały i miksowałam. Migdały i cukier puder połączyłam ze sobą i dodałam najpierw 2 łyżki do piany, a następnie zmiksowałam. Resztę wymieszałam ręcznie za pomocą szpatułki silikonowej, mieszając delikatnie, żeby piana nie opadła. 
Podzieliłam masę na  2 części. Do jednej dodałam czubatą łyżkę kakao i dobrze wymieszałam.
Masę włożyłam do silikonowej szprycy (detomax) i wyciskałam na matę silikonową. Odstawiłam na 35 minut by obeschły wedle zaleceń książeczki dołączonej do zestawu.
Piekłam w temp. 150 stopni z termoobiegiem przez 21 minut. Jest to wystarczający czas by były gotowe.

Moja uwaga: Blachę z piekarnika najlepiej wyłóżcie papierem, a dopiero na nim należy ułożyć matę silikonową. Kiedy makaroniki będą upieczone, najlepiej podlać pod papier gorącą wodę i odczekać. Wtedy makaroniki będzie łatwiej wyjąć.


Czekoladę należy połamać na tabliczki i rozpuścić w kąpieli wodnej z mlekiem i masłem. Na końcu dodać amaretto.
Kiedy makaroniki wystygną i dobrze odchodzą od maty należy je przełożyć kremem.


To samo postąpić z drugą partią makaroników, a mianowicie kakaową. Ja przełożyłam je tym samym nadzieniem, ponieważ zrobiłam podwójną porcję. Na zdjęciach widzicie tylko ułamek tego, co w rzeczywistości zrobiłam. Niestety sam proces przygotowania jest dość pracochłonny, ale naprawdę warto!


Bon Appétit!


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Trufle kokosowe

Po tym jak zaprezentowałam Wam przepyszny likier kokosowy domowej roboty przyszła pora na trufle kokosowe, w których wykorzystałam odrobinę wiórków, które mi zostały. Wiórki były doskonale nasiąknięte spirytusem. Dlatego robiąc te trufle nie musicie już dolewać żadnego alkoholu. Wiórki można wykorzystać również do ciasta bounty, do babeczek, czy tychże trufli. Postoją Wam w lodówce długo, więc również nie ma pośpiechu by się ich pozbywać.

W przypadku trufli najważniejsza jest dobra jakościowo biała czekolada i odrobinę dobrych chęci. A wyjdą Wam naprawdę pyszne małe słodkości, którymi możecie obdarować znajomych.




SKŁADNIKI:
110 g masła (bardzo miękkiego)
200 g białej czekolady dobrej jakości
3 łyżki wiórków kokosowych (które zostały po likierze kokosowym lub świeże sypkie wiórki)*
3 łyżki cukru pudru
1 łyżka mleka w proszku
migdały bez skórki


* w przypadku, kiedy używamy wiórki suche z opakowania należy do masy dodać podczas miksowania 2 łyżki malibu lub likieru kokosowego

Czekoladę połamać i rozpuścić w kąpieli wodnej (nad parującym z wodą  garnkiem). Odstawić po rozpuszczeniu i chwilę odczekać, gdyż czekolada może być zbyt ciepła.
W tym czasie masło zmiksować z mlekiem w proszku i cukrem pudrem. Dodać wiórki kokosowe suche lub te nasączone spirytusem po likierze kokosowym. Chwilę miksować i dodać czekoladę. 

Gotową masę wstawiamy do lodówki na około 3 godziny, a po tym czasie formujemy za pomocą małej lyżeczki trufle, pamiętając by do każdego włożyć po 1 migdale bez skórki.. Układamy je na płaskiej powierzchni i wstawiamy ponownie do lodówki na ok. 2 godziny lub całą noc, jeśli dysponujemy czasem.
Ostatnią czynnością jest obtoczenie trufli w wiórkach kokosowych.


Bon Appétit!



Może zainteresują Was również Trufle czekoladowe z Jackiem Danielsem


sobota, 20 kwietnia 2013

Tort bezowy z kremem kakaowym i czekoladą



Beza to idealny sposób na wykorzystanie dużej ilości białek, które zazwyczaj zalegają w naszych lodówkach. Mieliście już okazję poznać przepis na Tort Pavlova z truskawkami przy okazji urodzin mojego bloga oraz Kokosowy tort Pavlova z brzoskwiniami i granatem. Dziś z kolei znów urodzinowo (dziś moje święto) i z tej okazji polecam Wam i częstuję bezą kakaową z kremem i czekoladą. Tym razem specjalnie składałam białka, ponieważ właśnie taki tort chciałam przygotować.
Krem na bazie bitej śmietany z dodatkiem czekolady rozpuszczalnej oraz likieru Baileys. Na wierzchu tort zdobi rozpuszczona w kąpieli wodnej gorzka czekolada.
W przypadku kremu nie musicie się kierować ściśle moim przepisem. Ja wybrałam akurat taki, jaki w danej chwili mi odpowiadał, ale krem możecie zrobić również przykładowo z dodatkiem mascarpone, jak w ostatniej bezie.
Zamiast czekolady świetnie również sprawdzą się prażone orzechy czy płatki migdałowe. Pomysłów jest wiele :-) To Wy decydujecie, jaki chcecie mieć tort.

środa, 17 kwietnia 2013

Likier kokosowy

O ile wszystkie poprzednie nalewki były przygotowane w celu rozgrzania w zimowe chłody, o tyle ten likier kokosowy nie tylko Was rozgrzeje, ale będzie służył przede wszystkim do deserów, m.in do lodów.
Jego kokosowy smak również świetnie dopełni każdy deser owocowy. Jest po prostu pyszny i naprawdę namawiam, żebyście go zrobili koniecznie!
Spokojnie może stać w lodówce, ale czy długo postoi? Myślę, że nie macie aż tak silnej woli :-)



SKŁADNIKI:
500 ml spirytusu
350 g wiórków kokosowych
400 ml mleczka kokosowego
połowa puszki mleka skondensowanego niesłodzonego
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego
250 ml mleka 2%

Wiórki wsypać do słoja. Mleczko kokosowe dobrze wymieszać, by nie było grudek i połączyć ze spirytusem. Wlać do słoja z wiórkami. Przykryć i odstawić na ok. 8-10 dni w ciemne i chłodne miejsce. Należy codziennie potrząsać słoikiem.
Następnie odcedzić wiórki przez gazę lub sitko nad słojem lub innym naczyniem.  Będzie to trudne i mozolne zadanie, ponieważ wiórki bardzo napęcznieją. Róbcie to cierpliwie, aż cała esencja alkoholowa trafi do naczynia.
Połączyć alkohol z mlekiem skondensowanym i zwykłym mlekiem, dobrze zmiksować w blenderze i przelać do butelek. Tak przygotowany likier kokosowy należy przechowywać w lodówce.
Wiórki można użyć do pysznych ciasteczek kokosowych lub jako dodatek do ciasta.

W jednym z kolejnych postów pokażę Wam sposób na wykorzystanie części z nich do przygotowania trufli kokosowych.

Bon Appétit!




A jeśli macie ochotę na inne nalewki to zapoznajcie się z przepisami na:

wtorek, 16 kwietnia 2013

Tarta cytrynowa



Tarte au citron - to klasyka kuchni francuskiej. Wspaniały sposób na zakończenie każdego posiłku. Do tego wspaniale się prezentuje i jest taka wiosenna. W ten sposób chciałam Wam ją również pokazać. Bo wiosna kojarzy mi się ze słońcem i zielenią traw. A wiosna wreszcie nadeszła. Wyczekana i wytęskniona. I naprawdę nie chcę już widzieć śniegu za oknem. Pożegnałam się z zimowymi okryciami, wyjęłam lżejsze kurteczki i żakiety. Wkrótce wyjmę rower z piwnicy.
Odliczam też dni do krótkiego wypadu kwietniowo-majowego. Gdybym mogła już bym się pakowała. Liczę na słońce, dużo słońca, dobre jedzenie, miłe spotkania i zakupy. Chcę odetchnąć innym powietrzem.
Jeszcze tylko zrobię porządek w szafach. Rozprawię się z zimową odzieżą i schowam na dnie szafy.
A kiedy wrócę, mam nadzieję z nowymi pomysłami i inspiracjami z kraju, który zamierzam odwiedzić, to coś dobrego Wam ugotuję! :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Recenzja ksiażki Sarah Woodward "Kuchnia francuska"


Zapewne pamiętacie moją recenzję Kuchnia hiszpańska i portugalska. Tym razem prezentuję Wam książkę z tej samej serii, a traktującą o kuchni francuskiej, z wielowiekową tradycją, bez wątpienia jedną z najlepszych kuchni świata.

Urzekła mnie ta seria książek i z niecierpliwością czekam na kolejne.

Podróż po Francji rozpoczynamy jakże by inaczej po stolicy - Paryżu. Autorka podkreśla wyższość restauracji paryskich. Poleca targ na Place Monge w 5. dzielnicy, który słynie z foie gras, cudownych ostryg, płastug, emmentalera, a także szerokiego wyboru warzyw i owoców.
Wśród przepisów, które są przypisane kuchni paryskiej znajdziemy m.in: sałatkę selerową, cielęce nerki z musztardą, tartę cytrynową (już piekłam; będzie na blogu!) oraz pory w occie.
W dalszą podróż udamy się do pozostałych regionów Francji: Alzacja i Lotaryngia, Północ Francji oraz Szampania, Normandia, Bretania, Dolina Loary, Centre, Dolina Rodanu i Basków, Langwedocja - Roussillon, Prowansja, Korsyka, Francuskie Indie Zachodnie i Reunion.

Wśród wielu przepisów znajdujących się w tej książce bardzo sposobał mi się przepis na coś, co wygląda jak deser, a jest niesamowitą przystawką, mianowicie kozi ser z malinowym coulis.


Sałatka z solonego dorsza i papryki wygląda również niczego sobie:


A zupa pistou jest naprawdę obłędna i rozgrzewa już samymi kolorami:



Mam wielką nadzieję, że dzięki tej książce z taką ilością wiedzy geograficznej, kulturowej oraz gastronomicznej dojdę do wprawy z zakresu kuchni francuskiej.

Wydawnictwo: Elipsa
Ilość stron: 208
Oprawa: twarda
Cena: 49,90 zł

niedziela, 14 kwietnia 2013

Recenzja książki "Kuchnia indyjska - najlepsze przepisy"



Jakiś czas temu na naszym rynku pojawiła się rewelacyjna pozycja książkowa, dotycząca kuchni indyjskiej. To książka dla wszystkich, którzy chcieliby zgłębić tajniki tej kuchni.
Książka jest efektem pracy zbiorowej 4 autorów, którzy zamieścili w niej nie tylko przepisy, ale również wiele cennych porad na temat przypraw, ziół oraz naczyń, które są niezbędne do przygotowania np. curry.



Znajdziemy tu 325 przepisów oraz ponad 1800 pięknych fotografii.
Moimi faworytami są rozmaite curry, jak np.:
curry z kalafiorem i mlekiem kokosowym,
curry z kukurydzy i groszku,
curry ze szpinaku i ziemniaków oraz wiele innych aromatycznych przepisów.



Książka podzielona jest na następujące części:
- Wprowadzenie do kuchni indyjskiej
- Podstawowe zasady kuchni indyjskiej
- Przygotowanie indyjskiego curry
- Planowanie indyjskiego posiłku
- Aromaty, przyprawy i zioła
- Proszki i pasty curry
- Pozostałe składniki
- Owoce
- Warzywa
- Fasola, groch i soczewica
- Ryż
- Chleby
- Naczynia i przybory kuchenne
- Zupy i przystawki
- Ryby i owoce morza
- Dania z drobiu
- Dania mięsne
- Dania balti
- Wegetariański dania główne
- Ryżowe i wegetariańskie przystawki oraz lekkie sałatki
- Dodatki przyprawowe i sosy czatni
- Indyjskie chleby
- Desery i napoje
- Glosariusz
- Indeks
- Hurtownicy i dostawcy


Jak widzicie to bardzo obszerna książka, w której znajdziemy sporo wiedzy i cennych porad, jeśli chcemy nauczyć się gotować indyjskie potrawy.
Książkę przegląda się bardzo przyjemnie, z każdą stroną możemy odkrywać nowe pomysły na urozmaicenie naszych posiłków.
Bardzo pomocne okazują się tzw. "Porady kucharza", a liczących kalorie ucieszą tabele przy każdym przepisie z wartością odżywczą na 1 porcję.
Nie zdążyłam jeszcze zapoznać się szczegółowo z wieloma z przepisów, ponieważ książkę mam od niedawna. Myślę jednak, że nie raz coś z niej ugotuję. W mojej ocenie 10/10, ponieważ do tej pory nie spotkałam się na rynku z lepszą pozycją, dotyczącą kuchni pochodzącej z Indii.


Autorzy: Mridula Baljekar, Rafi Fernandez, Shehzad Husain, Manisha Kanani
Wydawnictwo: Publicat
Ilość stron: 511
Oprawa: twarda
Cena 59 zł


czwartek, 11 kwietnia 2013

Pieczony łosoś cytrynowo-koperkowy

To danie przypomina mi czasy, kiedy mieszkałam w Niemczech. W jednej ze znanych sieci rybnych przesiadywałam naprawdę często i najczęściej zamawiałam łososia cytrynowego z sosem koperkowym, a do tego ziemniaczki z wody. Było pysznie, ale zdecydowanie do znudzenia, do tego stopnia, że ryba mi się przejadła i długo nie mogłam jej jeść. Generalnie ryby kocham i jadam je tak często, jak to tylko możliwe.
Łosoś jest jedną z  tych, które w mojej kuchni pojawiają się najczęściej i uwierzcie mi, że w tym przypadku zdaje się na kilka własnych sprawdzonych sposobów na tę rybę i nie lubię eksperymentować. Najbardziej bowiem kocham ryby w najprostszej postaci-grillowanej, bez zbędnych sosów i dodatków. Takie "nieprzekombinowane" ryby są najsmaczniejsze.



Przepis własny

SKŁADNIKI:
2 dzwonka łososia (lub filety)
cytryna (sok+skórka)
sól morska
szczypta pieprzu cytrynowego
łyżka masła
2 łyżki oliwy z oliwek EV
posiekany koperek


Łososia myję i osuszam ręcznikami papierowymi. Przeciskam sok z cytryny, dodaję sól morską, oliwę, pieprz cytrynowy, posiekany koperek, a następnie marynuję w tym rybę. Odstawiam na ok. 30 minut do lodówki. Na wierzchu każdego dzwonka układam po łyżeczce masła roztartego ze świeżo startą skórką z cytryny.
Zapiekam w piekarniku ok. 15 minut z funkcją grill w temperaturze 190 stopni.
Jeśli planujecie zrobić również moją sałatkę, to wraz z łososiem do piekarnika włóżcie kilka pomidorków koktajlowych, polejcie oliwą z oliwek i pieczcie tyle samo co rybę.


SAŁATKA:
garść rukoli
kilka oliwek zielonych
kilka suszonych pomidorów z zalewy
kilka koktajlowych pomidorów

DRESSING:
kilka łyżek oliwy EV
łyżka octu winnego czerwonego
1,5 łyżeczki musztardy dijon
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
sól morska, świeżo mielony pieprz (używam kolorowego)

Rukolę myjemy, osuszamy, wykładamy na talerz, dodajemy zielone oliwki w całości wypestkowane, pokrojone suszone pomidory oraz pomidorki koktajlowe.  Skrapiamy dressingiem przygotowanym z powyższych składników.

Tak przygotowaną sałatkę polecam Wam oczywiście również solo.

Łososia podałam z pieczonymi ziemniaczkami oraz z sałatką z rukoli, jednak możecie również podać ryż czy makaron. Wedle uznania, kto co lubi :-)

Bon Appétit!



Przepis dodaję do akcji:

wtorek, 9 kwietnia 2013

Barszcz ukraiński



Naszło mnie na coś buraczanego i uznałam, że barszcz ukraiński jest tym, czego potrzebuję. Jest to narodowe danie Ukrainy, ale i u nas chętnie jedzone. Niektórzy dodają do tej zupy fasolę, ja jednak uznałam, że to już za dużo. I bez tego barszcz jest bardzo syty i smaczny.
A Wy lubicie barszcz ukraiński? Jestem ciekawa Waszych modyfikacji klasycznego ukraińskiego przepisu.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Tatar

Mój tata jest ogromnym wielbicielem tatara (popularny befsztyk tatarski). Ja już mniej. Czasem najdzie mnie ochota, żeby spróbować, jednak raczej ograniczam się do zrobienia tego przysmaku z naszej rodzimej kuchni polskiej.
Przygotowując tatara pamiętajcie o dobrym, sprawdzonym mięsie i o tym, by schłodzić go (tatara) przed podaniem. Dodatki są kwestią indywidualną. Jedni jedzą tradycyjnie z cebulką i korniszonami, a inni dodają np. kapary czy marynowane grzybki. Warto również spróbować z dodaniem musztardy, o czym poinformowała mnie jedna z czytelniczek mojego bloga.
A na sam wierzch tatara położyć sardynkę, o czym z kolei wiem od mamy. W tym przypadku zapomniałam o tym, więc wybaczcie mi to!
Jeśli przygotowujecie tatara dla większej ilości gości podajcie różnorodne dodatki w osobnych miseczkach i pozwólcie gościom skomponować własny befsztyk.


Przepis taty

SKŁADNIKI:
ok. 250 g świeżej surowej polędwicy wołowej dobrej jakości (tylko ze sprawdzonego miejsca)
1 żółtko
łyżeczka zimnej wody
duża cebula (posiekana drobno)
korniszony (kilka posiekanych)
oliwa z oliwek EV (3-4 łyżki)
sól, pieprz

Polędwicę należy dobrze umyć i osuszyć. Usunąć wszelkie błony i pokroić na mniejsze plastry. Bardzo ostrym nożem drobno posiekać. Siekanie jest czynnością czasochłonną, dlatego należy uzbroić się w cierpliwość. A jeśli nie macie wprawy zmielcie mięso w maszynce. Prawdziwi wielbiciele tego rarytasu wiedzą jednak, że mięso na tatara należy posiekać i wtedy smakuje wykwintnie i wygląda elegancko.
Mięso doprawić solą i pieprzem do smaku. Dobrze wymieszać z wodą i oliwą  z oliwek. Uformować dowolny kształt, w którym należy zrobić wgłębienie i wbić żółtko w sam środek.

Dodatki w postaci cebulki i ogórków układamy na około mięsa. Posypujemy świeżo zmielonym pieprzem (użyłam kolorowego).
Tatara schładzamy krótko i podajemy z pieczywem.

Bon Appétit!


niedziela, 7 kwietnia 2013

Sałatka ziemniaczana z koperkiem

Kolejna pyszna sałatka z młodymi ziemniakami do wypróbowania. Pamiętam, kiedy robił ją mój dziadek. Ja oczywiście z biegiem lat trochę udoskonaliłam przepis. Po składniki nie musicie lecieć specjalnie do sklepu, ponieważ gwarantuję, że wszystko macie w domu. Ziemniaki, ogórki konserwowe, papryka?Macie?To robimy! Proste i szybkie, a jakie smaczne!



Przepis dziadka z modyfikacjami

SKŁADNIKI:
1/2 kg młodych ziemniaków
kilka dużych ogórków konserwowych (najlepiej z domowych zapasów)
słoiczek papryki konserwowej (użyłam własnej papryki ze spiżarni)
duża cebula
pęczek koperku (użyłam mrożonego)
pół szklanki oliwy z oliwek
3 łyżki octu winnego czerwonego+ 3-4 łyżki wody z ogórków konserwowych
sól morska
świeżo mielony pieprz


Ziemniaki wyszorować dokładnie i ugotować w mundurkach. Odcedzić i ostudzić, a następnie obrać i pokroić w mniejsze cząstki. Najlepiej by ziemniaki nie były bardzo miękkie, rozlatujące się, bo wtedy nie pokroimy ich w ładną kostkę.
Cebulę drobno siekamy, ogórki i paprykę kroimy w kostkę i całość mieszamy.
Solimy, dodajemy świeżo mielony pieprz, a następnie polewamy oliwą wymieszaną z octem winnym i wodą z ogórków. Wrzucamy posiekany koperek i mieszamy.
Sałatkę najlepiej wstawić do lodówki na ok. godzinę, a przed serwowaniem wyjąć, żeby postała w temp. pokojowej.

Bon Appétit!


piątek, 5 kwietnia 2013

Chlebek słonecznikowy

Nie ma nic lepszego od domowego pieczywa. Na pewno większość z Was się z tym stwierdzeniem zgadza. Lubię eksperymentować z pieczeniem, często zmieniam proporcje mąki, mieszam 2-3 rodzaje i jestem ciekawa efektu. Najchętniej sięgam po mąkę orkiszową, która bardzo mi smakuje, w dodatku jest zdrowa i bardzo uniwersalna. Nadaje się również do wypieków słodkich.
Kupujemy ją bezpośrednio w  młynie, dzięki czemu mamy pewność za co płacimy.
Sięgnijcie po ten przepis na te śliczne małe chlebki, bo smakują cudownie. Nie oprzecie się zjedzenia kromki takiego pieczywa tuż po upieczeniu zwłaszcza.



Przepis własny

SKŁADNIKI na 2 chleby:
300 g mąki pszennej
300 g mąki orkiszowej jasnej
50 ml maślanki (w temperaturze pokojowej)
150-200 ml ciepłej wody
30 g świeżych drożdży
1 łyżeczka cukru
2 łyżki miodu
2 łyżki miękkiego masła
1/4 szklanki oliwy z oliwek
sól morska (ok. 1 łyżeczki)
duża garść pestek słonecznika do środka ciasta + do posypania

oraz:
1 białko do posmarowania
mleko (2-3 łyżki)


Drożdże rozkruszyć w garnuszku, posypać 1 łyżeczką cukru i zalać 3-4 łyżkami wody. Zasypać łyżką mąki. Odstawić na ok. 15 minut, aż rozczyn ruszy.
Do miski przesiać obie mąki, dodać sól i miód. Gdy rozczyn będzie gotowy wlać go do miski z mąką, dodać oliwę i masło, wymieszać ręką, a następnie dolewać powoli maślankę i wyrabiać sprężyste ciasto. Dodać słonecznik i powoli partiami dolewać wodę. Najpierw 100 ml, a  potem powoli resztę wody na wyczucie. Ciasto musi być miękkie i wolne, a nie zbite i twarde. Musi dobrze odchodzić od ręki. W ostatniej fazie wyrabiania można dodać więcej oliwy.
Uformować z ciasta kulkę. Posypać ją mąką i przykryć ściereczką. Ciasto powinno tak leżeć przez ok. godzinę, aż podwoi swoją objętość. Ważne, by miało ciepło.

Na stolnicy podzielić ciasto na 2 części. Uformować szerokie wałeczki na kształt chleba i ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Ponacinać z wierzchu nożem. Odstawić na pół godziny by jeszcze urosły.
Wstawić do piekarnika (w temp. 200 stopni z termoobiegiem). Na dolną półkę piekarnika wstawić naczynie z wodą. Po 10 minutach należy zmniejszyć temp. do 180 stopni. Piec jeszcze 15-20 minut. 
Po upieczeniu wysmarować chlebki białkiem zmieszanym z 2-3 łyżkami mleka i posypać słonecznikiem lub innymi ulubionymi ziarnami.

Bon Appétit!


Jeden z chlebków obsypałam makiem na specjalne zamówienie kogoś z rodzinki :)


czwartek, 4 kwietnia 2013

Sałatka z ziemniaków z groszkiem i serem pleśniowym

Sałatka  z młodych ziemniaków to w miarę szybkie danie, które możemy przygotować ekspresowo, jeśli ugotujmy poprzedniego dnia ziemniaki. Oszczędzamy czas, a w nagrodę otrzymujemy pyszny i lekki posiłek, który mnie w zupełności zastępuje obiad.
Czuję już wiosnę w powietrzu (mimo śniegu i niesprzyjającej aury), dlatego zmieniam dietę. Mój organizm nie domaga się już mięsa, rozgrzewających zup, czy sytych gulaszy. Od tej pory musi być zdrowo i kolorowo. Czas na porządki nie tylko w szafie, ale także na talerzu. 
Sałatka powstała według mojego pomysłu, kiedy na bazarku zobaczyłam pierwsze (co prawda zagraniczne) młode ziemniaki. Poza tym wykorzystałam wszystko, co akurat miałam w spiżarni i lodówce.



Przepis autorski

SKŁADNIKI:
400 g małych młodych ziemniaków (kupiłam cypryjskie)
1 puszka tuńczyka (ja użyłam białego tuńczyka ze słoika)
szklanka ugotowanego zielonego groszku (użyłam mrożonego)
garść roszponki (lub młodego szpinaku)
kawałek sera pleśniowego (użyłam półtwardego z niebieską pleśnią DORBLU)
kilka suszonych pomidorów z zalewy

DRESSING:
pół szklanki oliwy z oliwek EV
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka octu winnego (czerwonego)
1 łyżeczka musztardy francuskiej
1 łyżeczka miodu
sól morska
pieprz kolorowy świeżo mielony



Ziemniaki wyszorować i ugotować w mundurkach. Wystudzić i obrać, a następnie pokroić w większe cząstki. Dodać umytą, odsączoną  i porwaną na listki roszponkę i delikatnie wymieszać. Wyłożyć tuńczyka dobrze odsączonego oraz pomidory suszone pokrojone na mniejsze kawałki. Dodać ugotowany groszek.
Moja uwaga: po ugotowaniu wkładam groszek do wody z lodem, by zachować jego piękny zielony kolor. Ułożyć ser pleśniowy pokrojony w kostkę. Polać dressingiem.

Bon Appétit!




A to zdjęcie znacie już z mojego Fan Page'a, na który serdecznie Was zapraszam!


                Jeśli szukacie innych pomysłów na sałatki zapraszam tutaj


wtorek, 2 kwietnia 2013

Zielono mi, czyli kremowa zupa brokułowa



Generalnie jestem wielbicielką wszystkich zup, ale gdybym miała jakąś wyróżnić, byłaby to na pewno ta: ZUPA BROKUŁOWA. Bardzo łatwa do przyrządzenia, na bazie samych warzyw, oczywiście na czele z brokułem. To zielone warzywo zawiera więcej witaminy C niż pomarańcza! Jest bogate w duże ilości wapnia, potasu i żelaza. Brokuły są również niskokaloryczne, dzięki czemu można je stosować w diecie. 
Najczęściej robię z nich właśnie zupę, ale bardzo lubię brokuły w wersji sałatkowej oraz do zapiekanek makaronowych. Nie można się oprzeć :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Recenzja książki "Inspiracje na Wielkanoc" Joanny Góźdź


Dzięki uprzejmości wydawnictwa Buchmann otrzymałam dość niespodziewanie cudowną książkę idealną na Święta Wielkiej Nocy.
Szczerze przyznam, że od razu przypadła mi do gustu. Jest bardzo wiosenna i kolorowa.
Mam wrażenie, że można ją potraktować jako ekspresowy poradnik świąteczny. Znajdziemy tu bowiem wszystko, o czym musimy pamiętać przed Wielkanocą i w czasie świętowania.
Począwszy od pomysłowych dekoracji, które małym nakładem pracy możemy wykonać sami, poprzez przepisy na tradycyjne wypieki, a na życzeniach kończąc.
Nie wiedziałam na przykład do tej pory, że jest tyle sposobów na farbowanie jajek. Zawsze moczyło się je u mnie w łupinach od cebuli. Tymczasem autorka  sugeruje farbowanie w innych naturalnych barwnikach jak: kurkuma, kapusta czerwona czy kawa, a nawet w naparze z hibiskusa.
Dzięki tej radzie ufarbowałam jajka w kurkumie i naprawdę bardzo jestem zadowolona z efektu.
Warto również zwrócić uwagę na dekoracje o większych gabarytach, jak wianki z mchu, piór i spinaczy do bielizny. Nigdy bym na to nie wpadła! A Pani Joaana Góźdź owszem :)
Sami spójrzcie:



Wielkim plusem tego poradnika jest cała masa kolorowych zdjęć oraz tzw. zdjęcia krok po kroku, dzięki czemu łatwiej łatwiej będzie nam tworzyć świąteczne dekoracje.


Dla takich osób jak ja, które nie wyróżniają się zdolnościami manualnymi jest to bardzo pomocne!
Jeśli lubicie własnoręczne ozdoby i dobrą zabawę przy tym ta książka jest właśnie dla Was :)

Poza tym miło mi się ją kartkowało podczas tegorocznych zimowych świąt :) Wydawnictwu Buchmann bardzo dziękuję za nieoczekiwany prezent :)



Wydawnictwo: Buchmann
Ilość stron: 126
Okładka: miękka
Cena: 22,99 zł

Wpis promocyjny